Przejdź do zawartości

Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sobie powiedziałeś, że pomywaczką być muszę, boć mi o tem nawet macocha nadmieniła.
— Czy podobna! takie kłamstwo, taka nikczemność! Przebacz mi W. M. panna, że się tak o kimś z jej rodziny wyrażam, ale jestem tem oburzony!
— Więc tak nie było? — i stalowo błękitne oczy panny Ewy bystro w oczach pana Jana utkwiły.
Pan Jan zmienił dotychczasowy przesadny trochę ton głosu i z pewną uroczystą prostotą mówić zaczął:
— Jeśli chcesz wiedzieć prawdę, panno chorążanko, to ci powiem, że przestałaś być dla mnie królewną z bajek i z przygód rycerskich w tej chwili dopiero, gdy się dowiedziałem, że jesteś najstarszą córką pana Siekierskiego, od macochy srodze prześladowaną, i w tej chwili też zaczęłaś być królową całej mojej przyszłości, którą chętnie poświęcę, jeśli się zdarzy sposobność w czemkolwiek przez to do twego szczęścia się przyłożyć. Weź mnie, panno chorążanko, na próbę, daj rozkaz jaki, a przekonasz się, czy na wierne służby moje liczyć można.
— Ot, gadasz W. M. niestworzone rzeczy i myślisz, że zaraz wszystkiemu uwierzę dlatego, bom się między gęsiami i kurami wychowała. Niech się pan starościc przekona, że nie trzeba zbyt wielkiego rozumu, by prawdę od żartu rozeznać.
— Bo też prawda od żartu nie rozumem się rozeznaje, ale sercem i uczuciem sprawiedliwości. Gdybyś panna chorążanka przypomniała sobie to, co nieraz pewnie o latach mego dzieciństwa słyszałaś, to nie wątpiłabyś, że jej położenie tak mocno mnie obchodzi. Nie posądzałabyś mnie, że ja, co sam do lat młodzieńczych prawie biedny, obdarty, sponiewierany, ludziom na oczy pokazać się nie śmiałem, teraz dlatego, że mnie trochę lepiej, na prześladowanych zgórybym patrzył i tejże sa-