Przejdź do zawartości

Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mej osobie, według uboższej lub wytworniejszej sukni, lekceważenie lub szacunek okazywał. O! panno chorążanko! jakże to boli niesłuszny zarzut! — I pan Jan rękę na piersi położył, jakoby je na świadectwo bólu i szczerości swojej wskazywał. Ten ruch mimowolny przez porucznika dostrzeżony mnóstwo żartów wywołał.
— Zaprędko, zaprędko mości panie! Pani podkomorzyno, pilnuj siostrzenicy, bo starościc już po własne serce sięga i wyraźnie ma ochotę pannie podkomorzance je ofiarować.
— Ej, co tam waść gada! — zaprzeczył mu podkomorzy — nie ofiarować serce, ale gwałtem chce je przy sobie zatrzymać nasz starościc, bo czuje, że mu do Ewusi ucieka, a tymczasem Ewusia strasznie surowo na niego spogląda.
— Któż z nas ma rację tylko prawdę pod słowem honoru powiedz nam, Jasiu — wołał porucznik.
Pan Jan głośno oświadczył, że podkomorzy daleko trafniej stan rzeczy ocenił.
— To pewna, że serce uciecby chciało, ale obojętność i niesprawiedliwość, jak noc i burza, strachem je przejmują, na ofiarę zaś serca dać nie wolno, póki się nie wie, czy przyjętem zostanie — i raz jeszcze pokornie skłoniwszy się pannie Ewie, na drugą stronę pokoju przeszedł.
Najzalotniejsza kobieta nie byłaby mogła lepszego sposobu wymyśleć na owładnięcie całej duszy biednego starościca, jak panna Ewa ze swojemi wymówkami. Z początku trochę się obraził, potem zaczął rozważać różne okoliczności; przypomniał sobie, że nawet z krzesła się nie ruszył, gdy weszła wtedy z ową nieszczęśliwą cukiernicą. Widział przecież, że kobieta i że piękna. Siedziała z państwem przy stole — co mu pytać o więcej?