Przejdź do zawartości

Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Uchybił nieszczęściu, dał niejako poparcie zawziętości i okrucieństwu. Cóż to za ciężkie życie być musiało tej cichej, bezbronnej, cierpliwej ofiary, na pastwę takiego potworu rzuconej!
Pan Jan wyraźnie zapomniał, że ofiara niekoniecznie cicho, bezbronnie i cierpliwie wobec potworu występowała. Wszystkie jej smutki na skalę swoich własnych wspomnień mierzył, o jej wrażeniach ze swoich wrażeń wnioskował.
Wróciwszy do domu, rzecz całą zaraz matce opowiedział i obydwoje trapili się, rozrzewniali, niepokoili póty, póki Jaś znowu do państwa podkomorzych się nie wybrał.
Tym razem panna Ewa łaskawie go przyjęła. Szczegóły, których jej wuj podkomorzy udzielił o panu Kalińskim, rozwiały wszelką względem tego ostatniego podejrzliwość. Sądziła ona, że ów panicz warszawski przez grzeczność dla macochy umyślnie dla niej był niegrzecznym; teraz przekonała się, że nawet o jej istnieniu na świecie nie zasłyszał nigdy. Nastąpiło wkrótce lepsze pomiędzy nimi porozumienie; zaczęli sobie doznane krzywdy opowiadać, litować się nad sobą, no, i pokochali się wreszcie. Pan Jan przestał się lękać wczesnego ożenienia, otrząsnął się z pierwotnych skrupułów swoich, gotów był pannę Ewę nietylko wykraść, ale przemocą nawet, zajazd zrobiwszy, gwałtem z domu rodzicielskiego porwać, szczęściem, że do tego nie przyszło.
Trudności było wiele, blisko dwa lata na nie zmarniało, biedna pani Dorota umarła tymczasem, nie doczekawszy się upragnionej synowej, może nawet pan Jan byłby się zniechęcił i rozbawił na przepadłe, lecz panna Ewa dotrwała, panna Ewa na wszystko sposób znalazła, panna Ewa i z ojcem i z macochą poradziła sobie. Od-