Przejdź do zawartości

Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Malwina okazuje. Ato nie chciała tańczyć, żeby dłużej z panem Kalińskim rozmawiać; a to o zaśpiewanie proszona do niego się zwróciła, by wiedzieć, jakie piosenki najlepiej lubi; a to znów na jego intencję zagrała arcydzieło imitacyjnej sztuki, utwór bardzo podówczas ceniony, pod tytułem: „La bataille“. Słyszałam ja go później, zachwycałam się nim wraz z innymi, bo proszę sobie wyobrazić tylko kaskady akordów, oktaw, gam chromatycznych, ręce na krzyż przekładane, wszystkie pedały w ruchu, nie wyłączając tak zwanej janczarskiej muzyki; byle trochę dobrej woli, słyszało się huk armat, bum, bum, bum — tętent koni galop, galop, galop — minorowy jęk rannych; — śliczne to było. Zenitem moich życzeń artystycznych, na lat kilka przynajmniej, stała się owa batalja panny Malwiny. Gdybym, o gdybym ja kiedy ją zagrać mogła! Lecz cóż to są ludzkie życzenia, przyszły chwile, w których byłabym mogła, a nie zagrałam jednak!
Wuj Kazimierz pierwsze moje gusta podzielał; według wszelkiego prawdopodobieństwa, nie byłby żadnej symfonji Beethovena z otwartemi oczyma dosłuchał; batalji słuchiwał zawsze z wielką przyjemnością, od początku do końca, słuchiwał póty, póki się samej grającej nie sprzykrzyła.
Ale co tu dłużej omawiać! Panna Stopkowska rozważyła to sobie, że Kalińscy, choć już nie tak bogaci, zawsze jednak do najznaczniejszych rodzin w okolicy zaliczanymi byli, że pan Kazimierz, choć niemłody, niemówiący po francusku, nosił tytuł dziedzica Mielinka, że prócz tego miał bardzo uzasadnioną nadzieję wygrać sławny proces, w którym o miljony chodziło, jedno więc z drugiem biorąc, przy zupełnym braku świetniejszych widoków, i tym nieświetnym zadowolić się postanowiła.