Przejdź do zawartości

Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lecz ona mamę niesie kędyś daleko, przez całe szeregi długich białych pokoi.
Nazajutrz było jeszcze trochę zamętu z odpakowaniem i układaniem przywiezionych rzeczy; drugi dzień zszedł jakoś na oswojeniu się z nowem pomieszkaniem — matka też była dosyć zmęczoną i siedzieliśmy sami z babunią, gdyż ciotka Joasia zaraz pierwszego wieczora z mężem na wieś wyjechała. Trzeciego dnia dopiero mama ubrała się i z Józiem wyszła na miasto. Miałam wielką ochotę towarzyszyć jej w tej wycieczce, lecz mi wyperswadowała, że idzie za interesem Józia tylko, a wkrótce pójdzie za moim i wtedy mnie weźmie z sobą, a braciszka w domu zostawi.
— Zobaczysz wtedy, Napolciu, że ja się naprzykrzać nie będę — dorzucił ze swojej strony braciszek tonem poważnego napomnienia, co mnie bardzo zawstydziło i przestałam się naprzykrzać, choć niemniej ciekawość mnie trapiła, jaki to może być ten interes, wyłącznie Józia, a nie mnie obchodzący.
Po kilku godzinach dowiedziałam się nareszcie — mama wróciła z Józiem, znać było jeszcze ślady łez na jej długich rzęsach, ale twarz miała bardzo spokojną i gdyby jednym uśmiechem ją rozpromienić, to możnaby powiedzieć, że uradowaną nawet. Józio zato był chmurny i milczący — daremnie kilka razy pytałam go, co robił na mieście, czy to o sprawunek chodziło, czy o zabawę? zbywał mnie ciągle trochę niegrzecznem „daj mi pokój“, aż dopiero, gdy zniechęcona i rozgniewana poszłam w drugi kąt pokoju ze smutną minką gałganki moje układać, żal mu się zrobiło, sam przyszedł do mnie, zaczął pomagać mi w zwijaniu moich sztuczek materyj, a nakoniec niepytany i nieproszony sam pierwszy się odezwał:
— Byliśmy dzisiaj z mamą u państwa Paszkowskich.