Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ty tego nie widzisz, a ja wiem to z naiwnych wyznań i niezręcznych zamilczeń jego kochanki. Nie spodziewa się zbawienia, przyjmuje więc smutny los, który sam sobie zgotował. Jest to stoik, nie zapominam tego wcale, a wszystkie objawy téj siły duszy przywiązują mnie do niego coraz więcéj. Tak jest, ta dziewczyna upadla, i nieukształcona którą znosi, dziecko które kocha czule, (prawdziwi stoicy są czuli, to wynika z loiki), to gospodarstwo bez dobrobytu, bez poezyi, ta praca zażarta dla „wyżywienia rodziny, która go szarpie na wszystkie strony i którą ukrywać musi jak hańbę, ta duma udawania szczęścia wśród tego wszystkiego — jest rzeczą bardzo wielką, bardzo piękną, bardzo czystą w końcu i bardzo szlachetną. Twój siostrzeniec jest mężczyzną — a potrzeba mu takiéj kobiety jak ja, ażeby uznał swoje położenie, porzucił je bez gwałtownych targań, bez wyrzutów sumienia i bez występku. Małgorzata będzie może płakała i krzyczała trochę, ale to mnie nie przestrasza. Ja biorę ją na swoją odpowiedzialność, jest to dziecko trochę dzikie a bardzo słabe. Za rok błogosławić mię będzie, a Paweł jako mój mąż, będzie najszczęśliwszym z ludzi.
— A! coraz lepiéj! Więc to wszystko urządzone na rok przyszły? którego miesiąca, którego dnia ślub?
— Śmiej się, ile ci się podoba, moja droga Paulino; jestem silniejszą od ciebie, mówię ci nie mam drobnych skrupułów i niepokojów dziecinnych. Mam cierpliwość w postanowieniu, zobaczysz mo-