Przejdź do zawartości

Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z uwielbieniem. Kilka jeszcze dni żywiono się tym tryumfem, który nie upajał p. Dietricha, a zaczynał już tracić urok dla markizy, gdyż pokazało się, że wielu z tych których z takim trudem zjednała, nie warci byli tego trudu i nie posiadali więcéj serca niż cyfr. Uczuła wtedy wielkie zmęczenie i wielkie cierpienie. P. Dietrich, który od samego dzieciństwa nigdy jéj chorą nie widział, przestraszył się bardzo i odwiózł do Paryża dla konsultacyi.
Znaleźliśmy się tedy znowu w pałacu Dietrichów zupełnie spokojni i prawie sami, bo cała elegancya Paryża była na wsi albo u wód. Było to blisko w połowie września, upał jeszcze dawał się we znaki. Markizowi polepszało się naprawdę. Cezarymi ujrzała, że odzyskanie wolności przeciągnie się do epoki bezterminowéj; była na to dosyć zrezygnowana, a ojciec jéj miał nadzieję, że kiedyś zazna jeszcze szczęścia w życiu domowém. Zobowiązanie swego zięcia, że nigdy o żonę swoją upominać się nie będzie, wydawało się mu tylko delikatnością, z któréj markizowa zwolni chętnie, zobaczywszy go wyleczonym, uległym i ciągle zakochanym.
Konsultacya lekarzy rozproszyła nasze obawy. Cezaryna chorowała na przelotne wyczerpanie sił, pochodzące z wielkiego zmęczenia. Poradzono jéj, żeby resztę pięknéj pory roku przepędziła, już to na szeslongu w półcieniu obszernych swych apartamentów, już też w powozie cokolwiek przed zachodem słońca, żeby brała żelazo, chinę i żeby wcześnie spać się kładła. Poddała się temu z mi-