Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na przechadzką i rozmawiali o interesach. — A noc zapadała, siejąc ponure cienie w obszernym salonie, rozjaśnionym jedynie refleksami ognia na kominku.
Przez okna można było jeszcze w świetle zmierzchu rozróżnić brudny krajobraz jesienny i niebo szarawe, jakby również okryte było błotem.
Niebawem wszedł baron, a za nim Julian; zaledwie przekroczyli próg mrocznego salonu, baron zadzwonił, wołając:
— Światła, szybko! smutno tu po ciemku.
I zajął miejsce przed kominkiem. Gdy przemoczone jego buty parowały w pobliżu płomienia, a błoto, obsychając na podeszwach, kruszyło się i odpadało, on zacierając wesoło ręce, rzekł:
— Zdaje mi sią, że chwyci mróz; niebo rozjaśnia się od północy, a mamy dziś pełnię; mrozik będzie siarczysty tej nocy.
Następnie zwrócił się do córki:
— I cóż, mała, czy się cieszysz, że wróciłaś do kraju, do domu, do swych starych? To proste zapytanie wstrząsnęło nią do głębi.
Rzuciła się w objęcia ojca, z oczyma pełnem i łez, ściskając go nerwowo, jakby prosić chciała o przebaczenie; gdyż mimo serdecznych wysiłków, smutną się czuła do cna. Przypominała sobie, z jaką radością myślała o powrocie do