Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rodziców i dziwiła się temu chłodowi, paraliżującemu jej uczucia. A może, myśląc długo z oddali o ludziach kochanych, a odzwyczaiwszy się od ciągłego z nimi obcowania, w pierwszej chwili odczuwa się jakby pewnego rodzaju stagnacyę uczuciową, zanim życie wspólne znów odnowi kontakt wzajemny.
Obiad się dłużył; wcale nie rozmawiano. Julian zapomniał niejako o żonie.
Gdy przeszli do salonu, Janinę, siedzącą naprzeciw mateczki, która zasnęła na dobre, również zmorzyło ciepło kominka; a zbudzona na chwilę dysputą mężczyzn, zadała sobie pytanie, usiłując otrząsnąć senność, czy i ona popadnie w ten smutny letarg przyzwyczajeń, którego nic przerwać nie zdoła.
Ogień na kominku, miękki i różowy w świetle dziennem, stawał się żywy, jasny, trzeszczący. Nagłą światłością zalewał raz w raz zczerniałe obicia foteli, podłużne refleksy rzucając na lisa i bociana, na melancholijną czaplę, na konika i mrówkę.
Baron zbliżył się z uśmiechem i wyciągając rozwarte palce ku rozpalonym głowniom, rzekł: Ach tak, dobrze się dziś pali. A mróz na dworze, moje dzieci, mróz porządny.
I kładąc rękę na ramieniu Janiny, wskazał na ogień: