Przejdź do zawartości

Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oczy, głowy tygrysów i panter zdawały się węszyć zdobycz, a cały ten korowód straszliwych bóstw i zwierząt stawał się coraz tłumniejszym, w miarę wstępowania wyżej.
— Co za wyobraźnię mieli ci budowniczowie! — zauważył Ralf, lecz umilkł natychmiast.
Kapitan, wznosząc do góry swą pochodnię, oświetlił olbrzymią salę pierwszego piętra, do której wchodzili.
Ściany pokrywały rzeźbione w ścianach posągi bóstw o twarzach tępych i srogich; ich ręce i nogi, powykręcane i splątane, dosięgały w dziwacznych skłębieniach aż do sklepienia, zakończonego pośrodku, wyrzeźbionym w kamieniu i opuszczonym na dół, kwiatem lotosu. Pod ścianami było pełno kości ludzkich.
Nasi znajomi wyszli stamtąd coprędzej, aby się oswobodzić od straszliwych wspomnień.
Sala następnego piętra była jeszcze posępniejszą przez swą zupełną pustkę. Jej okrągłe ściany zawierały mnóstwo nisz obecnie pustych, w których dawniej mieściły się posągi. Jak objaśnił kapitan, posągi te, z miedzi, srebra lub złota, zostały zrabowane podczas buntu cipajów, pozostały po nich tylko puste, ziejące ciemnością framugi.
— Nie chciałem tu nic zmieniać — rzekł — gdyż zdawałoby mi się, że popełniam świętokradztwo... A teraz, nieco cierpliwości! Zostaje nam jeszcze jedno piętro do przebycia. Ta najwyższa sala jest zarazem największą, gdyż wieża ta jest szerszą u góry, niż na dole.
I ta ostatnia sala była pustą; zamiast rzeźb lub malowideł, było tam tylko kilka kolumn, które, łącząc się na sklepieniu, tworzyły łukowe arkady.