Przejdź do zawartości

Strona:PL London Biała cisza.pdf/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Sprawa wcale nie była łatwa i zpoczątku szła dość opornie; ale Harry Mackenzy poprowadził ją bardzo sprytnie i udawał tak obojętnego na niebezpieczeństwo, że indjanie mogli się tylko zdumiewać. Postarał się, aby na własne oczy stwierdzić mogli, że znakomicie strzela, a cały obóz ogarnął zachwyt, gdy z odległości tysiąca dwustu kroków zabił jelenia.
Pewnego dnia spędził cały wieczór w jurcie z jelenich i łosiowych skór, służącej za mieszkanie wodzowi plemienia, Tling Tinnehowi, dużo opowiadał o swojem znaczeniu, o swem bogactwie, hojnie przytem częstując słuchaczów tabaką. Nie zapomniał też o uczczeniu w taki sam sposób szamana, wiedząc, jak wielki wpływ mają na indjan znachorzy i chcąc pozyskać go dla swej sprawy. Z szamanem wszakże poszło mu trudniej; miał on wciąż wielce pogardliwą i niedostępną minę, tak, że wreszcie trzeba go było zaliczyć między domniemanych wrogów w przyszłości.
Jakkolwiek dotychczas nie było okazji porozmawiania sam na sam z Zarinką, jednak Harry Mackenzy często ukradkiem na nią spoglądał, pragnąc dać jej poznać, jakie ma względem niej zamiary. Ona też doskonale go zrozumiała, ale, zaledwie tylko mężczyźni się rozeszli i Mackenzy miał możność zbliżenia się do niej, dziewczyna, jak urodzona kokietka, starała się zawsze otoczyć gromadką kobiet i dziewcząt. Ale on nie śpieszył się; a przytem nie wątpił, że ona o nim myśli, i rozu-