Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
WSZEGARD: Mówią, iż do piekła to wejście!
INNI: Do pałaców bazyliszka — —
B. NIKEFOR: Postawcie trumnę na tym sarkofagu.
Módlmy się.
A po skończeniu modlitw, trumnę strącimy tu w tę otchłań.
Kończmy!
B. TEOFANU: Poczekajcie, aż i ja ukończę.
(z kwiatuszków zaplata sobie wianek)
B. NIKEFOR: Zakryć ją w czarne prześcieradło — zawrzyjcie trumnę.
(Grabarze odziani czarno, zarzucają Bazilissie kir na całą postać i kładną do trumny. Wychodzi Roman Melodos, w szacie modrej z krwawiącym się rubinem na ramieniu. Włosy długie jak u kobiety, twarz natchniona sprawia wrażenie Chrystusa. W ręce harfa orficka. Tłum rozstępuje się przed nim w zbożnej trwodze).
R. MELODOS: (surowo do B. Nikefora) Nie zamykajcie Waszej żyjącej duszy w trumnie!
B. NIKEFOR: Duszy swej nie mam! zabrakło jej tak straszliwie, jak by mi kto zdmuchnął słońce.

MONASTERNY ŚPIEW: Wiczny upakoj —
MONASTERNY ŚPIEW: Wicznywiczny upakoj —
MONASTERNY ŚPIEW: Wiczny upawiczny upakoj —
wiczny upakoj —
wiczny upakoj —  wiczny upakoj —
wiczny upakoj —  wiczny upakoj —  wiczny upakoj!

PATRYCJUSZE: Nadmierną Twą boleść, Panie, niechaj ukoi Misterjum — otóż ono tu idzie i my łączmy się z nim. Wszyscy tu być muszą uczestnikami. Damy wielkoświatowe i mniszki obnażają swe piersi i zapa-