Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
czar- zabijać wszystko, co mnie przedziela od tronu Twojego.
TEOFANU: Jak śmiesz czarnym nazywać lud święty arabów?
J. CYMISCHES: Wciąż go przeklina nasza ortodoksja!
TEOFANU: Nie zdajesz się mnichem.
J. CYMISCHES: Jam przeor w klasztorze miłości.
TEOFANU: Wyszłeś z więzienia —
J. CYMISCHES: Odtąd nieujęty, aż Ciebie ujmę!
TEOFANU: Mówisz niepowściągle!
J. CYMISCHES: Bom spalił most za mną!
TEOFANU: Nie spaliłeś ognia!
J. CYMISCHES: Jestem jeleń pragnący!
TEOFANU: Nie tą drogą do mnie!
J. CYMISCHES: Jam wybrał zatracenie, droga ta nie zmyli.
TEOFANU: Rozmawiasz z posągiem, który się sam stwarza.
J. CYMISCHES: Jam piorun, który światem będzie wnet sterował.
TEOFANU: Świat jest mi nazewnątrz.
J. CYMISCHES: Ja Cię przerzeźbę w wnętrzach aż do głębi!
TEOFANU: Próżny człowieku, mówisz hyperbole!
J. CYMISCHES: Jestem mało człowiek i strącę Cię w hyperból!
TEOFANU! Ja nie mam nic ludzkiego!...
J. CYMISCHES! Mylisz się Hewo!
TEOFANU: Mylisz się skorpionie, mając się za węża!
J. CYMISCHES: Jam nie pełznący, jam ten, który strąca.
TEOFANU: Strąć na mnie niebo!