Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na ostrej kłodzie, jak czyniono z niewolnikami, by wymódz zeznanie: skąd jest Twa zuchwałość?

J. CYMISCHES: Powiem Ci wieżo: nie dbam o Twe blanki.
TEOFANU: Mówisz jak żołdak z dolnej kurdygardy.
J. CYMISCHES: Wchodzę jak słońce na góry zmroczone!
TEOFANU: Tyś nie Djonizos!
J. CYMISCHES: Lepszy milion razy! jam jest Kusiciel i Wypełniacz razem! spędziwszy zemną noc tysiąc i drugą, zapomnisz, że byłaś kiedyś tam — Szeherezadą!
TEOFANU: Mów tak Teodorze!
J. CYMISCHES: Ona jest mniszką i zwykła do pokus!
TEOFANU: Lecz tyś jest djabeł nazbyt już realny!
(do siebie) Moja otchłani, jakże mi jest smutno!
(nagle rozbłyska tęcza)
GŁOS DJONIZOSA: Na strasznych Twoich grobach jam jest cudów tęcza!
J. CYMISCHES: Mówię ja! nikogo więcej niema.
TEOFANU: Mówi bóg za tobą — i mówisz ty marny!
GŁOS DJONIZOSA: Jam tylko pozostał: słup tęczowych ogni!
TEOFANU: Jam Twoja, o Najgłębszy!
J. CYMISCHES: Przeklęta gamratko, wydarłaś się z objęć!
TEOFANU: Tęcze zbawienia nad zamgleń górami!...
J. CYMISCHES: Jakaś moc broni Cię i mnie wyszydza.
TEOFANU: Odchodzisz, moje światło?
J. CYMISCHES: Już słyszę straże — przysięgam Ci zemstę! Na wszystkie furje świata! jeszcze nie było kobiety, która mnie by odtrąciła!
Jeszcze nie było tak okrutnej dla samej siebie, bo zemsta ma jest nieugaszona i długa jak męczarnie Nessusa.
Wkładam Jej pierścień.