Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
TEOFANU: Moc mię odeszła.
J. CYMISCHES: Nareszcie, jesteś moją!
TEOFANU: Twoją, nigdy, lecz już nie jestem sobą!
(J. Cymisches porywa ją i unosi wśród skał)
(Patrzy w nich Bazileus Nikefor, który przy ostatnich słowach zjawia się, idąc z bramy więzienia).
B. NIKEFOR: Wiedziałem, że się tak stanie — i to jest ma zemsta!
(Wichura zaczyna trzaskać gałęziami, morze wprost wyje. Błyska — i nagle fundamenty nieba zwala na ziemią piorun! Bazileus Nikefor idzie za skały tam, gdzie poszli tamci —)
(Starzec wchodzi wiekowy, ślepy Krateros, prowadzi go pies na sznurze. Zbliżają się do książąt oślepionych, którzy siedzą wśród skał).
KRATEROS: Idźmy, Dostojni Panowie, niemamy już czego spodziewać się po życiu — lepiej runąć odrazu w morze!
I. KSIĄŻĘ: Wszystkie obłoki naszych tęsknot wsiąkły już w głębinę.
II. KSIĄŻĘ: Uciekajmy, uciekajmy przed myślami naszemi... jak straszny jest ich los...
III. KSIĄŻĘ: W mroku nieprzeniknionym występują świetlane postacie niby z palącego się różowego marmuru.
IV. KSIĄŻĘ: Ja poznaję po głosach: idą wtajemniczeni na misterja tajne Pryjapa.
WELIA: (wchodzi i mówi do Kraterosa) Znowu widzę tam w kaplicy Pryjapa jest ciemno — nie zapaliłeś lamp?! na szczęście masz jeszcze chwilę czasu, zanim