Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Umiałam dawniej wróżyć z wody — Scylla, nawpół kobieta, nawpół potwór morski, pieni się wirami w głębokiej cysternie — ha — krew! burza szalejąca głowa ścięta w mroku — Nikefor!
(Drzwi się otwierają, wchodzi Bazileus Nikefor. Milczenie długie).
B. NIKEFOR: Zgadłaś!
B. TEOFANU: (maskując twarz) Głębiny są w duszy ludzkiej — —
B. NIKEFOR: Tak, niestety!
B. TEOFANU: Można zajrzeć w przyszłość, jak do świątyni Furyj —
B. NIKEFOR: a mimo to jechać spokojnie na koniu wśród lecących kamieni i wycia tłumu.
B. TEOFANU: Ha, jesteś wielkim mężem.
B. NIKEFOR: Miałem wieść, że ruszają się wilki z północy i już są tu pod Bałkanami. Zostawiłem wojsko oblegające twierdzę mahometan; jechałem konno dni i noce w żarze, sieczony wichrem, lecz tu zastałem już miasto oblężone. Pod Twym oknem —
(podaje jej miniaturę, która, będąc rozbita, odsłoniła drugą)
B. TEOFANU: Tak, to mój medalion — oprawiony wraz z drugim — jakiś nieznany mi? oczy wielkie błękitne, nos płaski, wąsy spadające aż na pierś, kolczyk z rubinem w uchu, brwi gęste, na ogolonej głowie tylko długi czub istny herszt! czemuż nie nosi piór na głowie?
B. NIKEFOR: Omijając wschody, zmienione w tropikalny ogród — wyszedłem na brzeg morza. Słone fale, kłębiące się na skałach, zamgliły mi oczy — błysnął i upadł mi do stóp ten fallus pogański — ohydne bożyszcze z napi-