Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROMAN MELODOS: Upaja mię jeszcze woń tych wzgórz, w nurtach topiły się smętne lasy cyprysów.
ZOE: Małymi stadami ptastwo, w którem są dusze potępionych, przelatywało Bosfor i ginęło w lazurowych przestworzach, szybując na drugi pełen wzgórz, zatok i skał malowniczych, wybrzei Chalcedonu.
R. MELODOS: A miasto dziwnie zdala szumi, jak rój pszczół. Szliśmy w ciemnych od janowca i lauru wąwozach; wozy nienasmarowane prarzymskie z czasów Cyncynnata, wydając ton jeden, przeciągły, jękliwy — tworzyły monotonną melodję, jak miłosne elegie Propercjusza.
ZOE: Na ruinach pałaców bezimiennych piął się bluszcz i kaprifoljum, ostrym mieczem wystrzelały aloesy, w powietrzu woń żywiczna sosen z długiemi igłami, pachnącemi, jak fjołki.
R. MELODOS: Pojąłem dziś Trójcę Świętą — milczenie moje — oczy Twe — i niebo wśród nas.
ZOE: My dwoje — to niebo!
(Idą na balkon).
KENOBITA: (ukazując kochanków) Piekło jest w ludziach! Bizancjum jest miastem otchłani, grzechów i ciemności!!
(Chce odejść, lecz B. Teofanu strąca nań kandelabr i zabija. Tłum, uważając to za przypadek, ucztuje dalej.
STARSZY OFICER: (do towarzyszów) A co myślicie? mój syn służy w bukkelerach! Wyszła czarownica słowiańska, podniosła kieckę z bezwstydnymi giestami, rzucała przekleństwa i nie mógł jej żaden z łuczników ani procarzy utrafić. Wtedy posłuchali rady mnicha: rozkrajali żywot matce przed rozwiązaniem i wyjęli płód, ugotowali — w wodzie tej maczali ręce, okrwawionemi rękami strzelali. Od pierwszego żeleźca trafiona czarownica — zleciała wśród wycia polanów.