Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
1-szy: To ikonoklasta, odsuńmy się — oho! należy, aby się znalazł w proskrypcji — pst!
(Pije haust wina, w którym umoczyła swój krwawy lotus Teofanu, i twarz mu się wykrzywia agonią).
KUPIEC: (do tłumu) Wracam z domu zajezdnego — pochwalić! bezpłatnie wszystko dla mnie, mych niewolników i 13 koni —
JEDEN Z TŁUMU: To nietylko dla Ciebie jednego, gościu zamorski, lecz dla 500 ludzi — i 500 koni. Tu Wenetowie zajmująą całą dzielnicą św. Mamasa — rząd daje im jedzenie. Choć prawdą rzekłszy, kupcy wasi są piratami w jednej osobie. Trzeba się was strzedz —
KUPIEC: Widziałem dom dla trędowatych i szpitale dla chorych — pięknie, pięknie!
Z TŁUMU: A ty nie z Kijoaby?
KUPIEC: To jest miasto odrazy waregskiej — ja z Nowogradu słowiańskiego.
TŁUM: Z Nemogardy? opowiedz no, tam ludzie rodzą się podobno ślepymi!
KUPIEC: A wy za to umieracie oślepieni! (Chce odejść).
AMBASADOR ARABSKI: Poczekaj ty, Weneto — czy nie kupisz odemnie pereł i drogich kamieni?
BAZYLI EUNUCH: Stój, przyjacielu hagareński — me ochłeś swego towaru jak należało!
ŚPIEW PSALTÓW: Sława Bogu, który zatryumfował nad Hagarejczykami, który zburzył miasta arabów, zniszczył tych — co znieważali Matkę Boską —
AMBASADOR ARABSKI: Cokolwiek śpiewacie na nas, my lubimy się z bizantynami — bo my i wy jedni jesteśmy w tym wieku ludźmi wykształconymi.
BAZYLI EUNUCH: Masz istotnie dowód — wasze meczety są w Bizancjum, zato łacińskie kościoły nie mogą tu być cierpiane, bo nędzną kuchenną łaciną pieją o delicjach żywota Matki Boskiej...
(Nad kondygnacją filarów staje sama z pochodnią Bazylissa Teofanu i oświetla krwawą łuną dwoje kochanków: Romana Melodosa i Xiężniczkę Zoe).