Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
i deszcz słowiczych łkań w powietrzu — na wyspie strzeżonej przez tytanów!
To źródło wieczne z gwiaździstego łańcucha gór! —! —!!..
Nie wypowie Jej tu nikt na ziemi —
bo Jej obraz utworzył, błądzący wśród komet, Zły Myśliciel. —
B. TEOFANU: Nie dochodzą nawet do połowy mego Wirchu — dymy waszych pochwał. O wiele głąbiej, o wiele samotniej, o wiele straszliwiej!...
PATRYARCHA: (do B. Teofanu) Teraz posłuchaj, Najjaśniejsza Wspaniałodostojności — jak Kościół Ciebie uwielbia!
Zastanawialiśmy się nad tajemnicami Twej duszy — i oto do jakich najwyższych nasz Sobór doszedł wyników:
Niech Twoja Dobroć przeczyta, Rumbaropulu.
RUMBAROPULOS: Traktat w Dekalogach o tem, że Bazilissa, Najjaśniej wszechwspaniałodostojniejąca, zwolniona jest od klękania podczas przyjmowania prosfory.
B. TEOFANU: A czyż ją przyjmować muszę?
PATRYARCHA: Opowieść Twego wysokiego wzniesienia duchem wypowie Gnostyk świętego Sfinksa, uznany przez tychże 395 teologów — natchniony darem mądrości i chwalebnie myślący, Wielebny Choerina.
B. TEOFANU: (do Choeriny) Nawet Sfinksa Ty już pomagasz im chrzcić?
CHOERINA: Złotą księgę pokornego charisterion o takiej duszy jak Twoja w nieskończonosciach — składam u Twych stygmatycznych nóg.
B. TEOFANU: To będą jakieś straszne dotknięcia!
CHOERINA: W wyżynach tam żyje głębia — Bythos.