Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Ma potęgę wszechistnienia w sobie, jest myślą kwintessencjonalną i radością smaków pełną naraz.
Tam jest ona też Milczeniem.
Lecz nieposiągalne głębiny są milczeniem wiecznem —
posiągalne zaś stały się słowem — aktem woli i ta wytworzyła eony.
Ostatni eon — to przekrasna Sofia-Mądrość.
Lecz ona zapragnęła bezpośrednio oglądać Pragłębinę i nieohamowanie dąży w bezdno.
Niemożliwość jednak przeniknąć tam, pogrążyła Sofię w smutek, w strach, w zdumienie i w tym stanie utworzyła ona istność nieokreśloną i męczącą się. Spotkała wieczny kres — Oros, który był krzyżem oczyścicielem. Lecz dziecię Sofii wygnane — Achamot — męczyło się w mroku.
Jeszcze soczystsze jego zwątpienia, niż Matki Sofii.
Morze — to ich pieniące się łzy.
Światło — to wspomnienie ich dawnego nasycenia.
Skały — są ich niestrawną męczarnią.
Z ich strachu rozpłodziły się demony.
Z ich myśli — wysiąkli skrzydlaci Demiurgowie.
W tym co wytrawne, pomagał jej św. Paraklet. Achamot zaślubiona będzie, odpływającemu w roskosz, Maharadży-Chrystusowi.
B. TEOFANU: I cóż jest w końcu tego metafizycznego romansu, który kradłeś z Bazylidesa i u kucharzy?
CHOERINA: Materjalny świat ze szatanem i ludźmi świata, jakby pieczeń wonna, zaniedbana na ruszcie, zgorzeje!
(ciszej)
Daj mi choćby jeden zameczek z Twej ręki, a będę bardzo zadowolony.