Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Jakąż ideją te czarne ihumeny mają prawo chrzcić barbarzyńców?
(Do Światosława)
Utwórz własną moc! zniwecz na zawsze to, co jest u narodu Twego strachem przed Niewiadomym!
ŚWIATOSŁAW: Chcesz mnie służyć? mam wonne miody w pasiekach moich dla nabrania szału i dużo wosku na gromnice.
(Okrzyki grozy wśród gości).
B. TEOFANU: Miód wypij z Twemi bojaryniami. Wosku na gromnice nie potrzeba mi, bo nie umrę tak, żeby leżeć w kaplicy. Chcesz, aby Tobie służyć? Okaż mi Twojego Wolnego Człowieka!
ŚWIATOSŁAW: Okaże. Ci mojego Demona! Morze — które śmieje się odmętami w burzy! Morze, niewzruszone w gniewie swoim, gdy zatapia okręty! Morze, niechcące nic wiedzieć, że na kamiennych przystaniach stoją wasze Golgoty i kapliczka świętej Mądrości! Idę wam odebrać morze, bo wy nie jesteście godni jego majestatu, wy starzy i mądrzy, za starzy i nie dość mądrzy! zapomnieliście już, co miłość i szał. Teofanu: jedyna dusza wśród was!
X. TEODORA: Trucicielka! heretyczka!
ŚWIATOSŁAW: Ona jak słońce — pozwala żyć nawet Tobie, paskudne ziele!
(do B. Teofanu)
Wielka Marzanno mej duszy — więc Ciebie już więcej nie ujrzę? widzę ja śmierć w Twoich oczach!
(Po wschodach porfyrowych idzie na heliakon — w ciszy słychać gwałtowny huk bałwanów).
ŚWIATOSŁAW: Morzu Niezwyciężonemu!