Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
(Wyskakuje. Okrzyki podziwu).
NORMAN: Wypłynął — wiosłuje w łodzi sam — ja za nim — kuj miecze, bazileusie, jeśli Ci starczy żelaza!
(Wychodzi).
WSZYSCY: Długie życie Augustowi! On jest jutrzenką Bożej sprawiedliwości — zgniótł Saracenów, którzy podbili pół świata, zapędzi ku lodom Rossów, którzy na cały świat roszczą pretensje.
B. NIKEFOR: Patrycjusze, otoczcie żelaznym niezdobytym lasem lanc tron Bazilissy, Matki Ziemi. W tarczy mojej odbije się słońce na górach, gdy miasto będzie jeszcze w mroku.
PATRYARCHA POLIEUKT: (zagradza wyjście Bazileusowi) Zagradzam Ci — nieoczekiwany?!
B. NIKEFOR: Zawsze zagradzałeś mi, gdy szedłem ku mej woli.
PATRYARCHA: Pozazdrościłeś — Bazileusie, — chwały Wszechmocnemu — i nie dajesz wznosić więcej klasztorów, zabraniasz obdarzać je zapisami pod pozorem, że mnisi nie potrzebują bogactw. Nie będę się z Tobą spierał. Kościół ubogi jest tym, który zwycięża bramy piekielnych na ziemi władców. Tem więcej zostanie dla Teofanu — skarbów, które pocieszą jej wdowieństwo.
B. NIKEFOR: Wszakże ja żyję?
PATRYARCHA: Lecz Ty nie jesteś jej mężem! wprowadzony w błąd, dałem Ci fałszywie sakrament.
B. NIKEFOR: Jakież ma skarby Teofanu?
PATRYARCHA: Jeśli mogła dać Kalocyrowi 1500 funtów złota?
B. NIKEFOR: Upadłeś na głowę, Święty Ojcze — lub