Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
skroni — lecz nie urodziwszy się synem króla, muszę pierwszy stopień tronu zdobyć występkiem. Wówczas słońce włożę Ci na głowę.
B. TEOFANU: Czy miłość jest większa, niż morze?
J. CYMISCHES: Tak. Lecz straż uderzy wnet sygnał.
B. TEOFANU: Miłość jest wyższa nad góry?
J. CYMISCHES: Co mówisz?
B. TEOFANU: Morzem jest zimny egoizm twój, górami jest twoja stroma ambicja.
J. CYMISCHES: Gdzie Nikefor?
B. TEOFANU: Nie zwyciężyłeś! Twoją widać głowę ściętą widziałam w mroku.
J. CYMISCHES: Do sypialni jego — za mną!
(Spiskowi odchodzą).
B. TEOFANU: Minęło przeznaczenie dom ten, jak Anioł w Egipcie — widząc, że moje gwiazdy zakrwawiły się u nóg najsmutniejszego z ludzi. Nikefor idzie teraz z legjonami. Jest Bóg w mrokach. Teraz mam pewnik.
(Spiskowi wchodzą bladzi i trzęsący się).
BALANTES: Jesteśmy zdradzeni — bazileusa niema — wyszedł z wojskiem. Rzućmy się w morze, bo u wyjścia czeka już nas zasadzka. — Wpław na drugi brzeg Azji!! choć niejeden utonie, cóż jest do stracenia?
J. CYMISCHES: Podniosę bunt w wojskach Syrji — i tu przyjdę — wydam mu walkę!
Ja nowe słońce — nowe prawo! — Żegnam Cię, Bazilisso. Postąpiłaś wspaniałomyślnie: nie pochlebiam sobie nic, choć mógłbym — wiem, że jesteś dalszą od myśli ludzkich, niż księżyc! Spróbuję zapomnieć, że w Tobie utraciłem więcej, niż koronę połowy świata — gdyż Twą