Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ja dla Ciebie spełniłam coś więcej, ja w piekle mojem żyjąc, uwierzyłam w Szczęście!
I nie dam Cię, nie dam — — bo Cię miłuję!
B. NIKEFOR: Kłamiesz!
B. TEOFANU: Zaślubiam się z Tobą tą krwią! a wiesz, rzekł jeden derwisz o mnie — że ja za skarby obu światów nie oddam nigdy jednej chwili marzenia mego, płonę jak gwiazda, znam cenę bólu iskry niebiańskiej... i taka będąc, ja Ciebie miłuję!
B. NIKEFOR: Kłamiesz!
B. TEOFANU: Teraz jest chwila, kiedy stoję na szczycie mego bólu i szczęścia, jestem jeszcze Aniołem, nie strącaj mnie w dół... abym się nie stała Upiorną Wampirzycą — bo Cię miłuję!
B. NIKEFOR: Kłamiesz...
(Bazilissa Teofanu wstaje z klęczek, zatacza mieczem nad sobą krąg, twarz jej zmienia się nagle w jakieś Monstrum-Wampirzycę bladą z krwawymi usty).
B. TEOFANU: Zetnij mu głowę, Balanthesie! jeśli głowa ścięta myśli, niech tam na wieży oświetlona pochodniami spojrzy we mnie — i wymusi u swego Fetysza na mnie piorun!
(Jan Cymisches siada na Chimerze Władztwa. Nikefora związanego i z rozłupanem czołem wloką).
BALANTES: Klęknij, nikczemny tyranie, skąpy dla ludu, uciskający kościół i mnichów — tu przed monarchą twoim, Janem z Własnej Potęgi!
B. NIKEFOR: Teofanu, nie zbliżaj się, opuść mnie — nie chcę na Ciebie spojrzeć w godzinie męki —
(Jan Cymisches kopie go nogą — Nikefor pada. Spiskowcy rzucają się nań).