Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
lecąc w powietrzu, oświetlą nieprzyjaciół w mroku jakby to był dzień — z hukiem gromu, z błyskami, jak w burzy wśród gór.
(do B. Romana)
Zalewajcie naftą feluki arabów — spalcie mi ogniem, który przyniósł Nam Cesarzom Anioł z nieba i wymordujcie całe hordy tych afrykanów. Każdy żołnierz i nawet niewolnik przy wiosłach dostanie ziemię, chatę i wyjednam mu pełne rozgrzeszenie.
Wielki Drungarze, mianuję cię wodzem.
TEOFANU: Tu będzie walczyła twoja Myśl — postawi w dokach nowe chelandje, napełni je ze wszystkich krajów pamfilami — zbuduje wieże do szturmu, wykuje miecze, strzały i chejrosifony do bluzgania ogniem; zaopatrzy armię w żywność, w sandały i relikwie. Tyś tylko ministrem! (do B. Romana)
Wodzem uczyń niezwyciężonego nigdy stratega-mistyka, umartwiającego się, groźnego jak lew Nikefora.
TŁUM: Podźwigający krzyż — święty Herkules — idzie Nikefor!
B. ROMAN: Czemuż go nie widzę?
W. EUNUCH: (siny z wściekłości) W kapliczce najada się komunią!
B. ROMAN: Spiżowa płyta simandry bita młotem zahuczała już w klasztorze, wieszcząc godzinę obiadu. Musimy wyjść.
W. EUNUCH: Potwierdź, Panie, swym pismem karmazynowem wydatki na zwiększoną flotę: trzy tysiące chelandij, każda na 100 do 250 wioślarzy z machinami do boju; tysiąc dromonów —
B. ROMAN: Zadługo Nikefor się modli. Każ mu przyjść do mnie na wieczorną ucztę.