Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Mówią, każdy do siebie, w melancholii Seif, Nikefor w ekstazie)
NIKEFOR: W cieniu krzyża wyrosną! mój ogród miłości!
SEIF EDDEWLET: W mroku księżyca pójdę opłakać mój raj utracony.
NIKEFOR: Ziemię u stóp Jej uważam odtąd za me niebo.
SEIF EDDEWLET: Piekło nademną, uważam odtąd za mą ziemię.
NIKEFOR: W blasku pochodni Nikefor zabił mrok nieszczęścia.
SEIF EDDEWLET: Unieśmiertelni Seif Eddewlet swą miłość w żarze krateru!
MUTENABBI: (do króla i stopniowo w natchnieniu uderzając w harfę) Twa żałoba poważna jak ból i wizja śmierci — wszelka inna żałoba jest strachem i głupim jęczeniem.
Zaiste los świata rozmiłowany jest w nieprawości, nie trzyma zobowiązań — wielkim nie zsyła rozkoszy.
Każda łza, która płynie, nad górą już męczarń przepływa.
Kto rękę wyrwie z jam życia — już ma ją przegryzioną. Seif Eddewlet, Syn Miecza, (rozpękła ziemia od bólu!) — pójdzie w pustynię Sam — kuszony, jak Chrystus, przez wielkość!
Wszyscy królowie są, Boże, Tobie wzniesioną ofiarą; każda dusza paść musi przed Tobą w ciemnościach.
Kto życzy Seifowi trwania wiecznego — niech mówi: żyj, póki nie ujrzym człowieka, któryby Tobie był równy!
SEIF EDDEWLET: Jestem niczem, jak strzałą: rzucony w powietrze, wracam bez wytchnień w niebiosach — nazad do ziemi.