Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
CHOERINA: Słyszałaś kiedy, idąc wieczorem wśród odludnych skał nad morzem, gdy lasy zasnute już mrokiem, już ostatni złoty promień słońca wkrada się w gęstwinĘ — — rozświetla niewysłowionym mitem szcząścia i ukojenia tą puszczę — wtem krzyk w mroku — —
TEOFANU: Jakiż to krzyk?
CHOERINA: Wielki Pan umarł... Djonizos!...
Ale ty jesteś znowu na tej ziemi Djonizos kobiecy — i nie chcesz —?!
TEOFANU: Już chcę — — o tak zmódz moje przeznaczenie!
twarzą w twarz spotkać wielkie bóstwo Helleńskie we mnie — — ja mająca już światło Wschodu, królowa Saba — —
(Choerina, widząc zbliżającego się Nikefora odchodzi)
Zapłodniona huraganem gorących żarów Arabii, mając w sobie skrzydlate słońce pustyni — Ahuramazdę:
wyniosą moją Helladą do Życia Nowego — oh, Ziemię całą uczynią radosną! — — —
CHOERINA: (kręcąc się między żołnierzami) Wielka wyprzedaż cudownych relikwij, wkrótce nie dostaniesz cudu choćby za pieniądze: oto język ognisty, który spoczął na niewiernym apostole Tomaszu i we formie miotły gotów jest wymiatać teraz ośli nawóz w waszych głowach! nie? a więc nie.
Tu worek Judasza z nowego sukna i podszyty skórą, takie same sprawili sobie wszyscy przeorzy w klasztorach — nie? a więc nie.
Tu sznur, na którym spuściła pewnego szpiegującego żyda mieszkanka Samaryi, nadcięty jest, aby takie sznury