Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
CHOERINA: Dałbym na mszę, żeby módz być takim zbrodniarzem — — ale w tym kryje się tajemnica 50 Danaid, mych spowiedniczek — które się raz na mnie rzuciły i przez zemstę — uczyniły gotowym do najwyższych urzędów.
Czy mam wykazać testimonium abeundi?
MNICH: Włóżcie go w dyby, niech tu posiedzi (do halabardnika) Ty zaś go pilnuj — i ani jednego słowa nie wolno ci przemówić pod karą wyrwania języka.
(Odchodzą).
CHOERINA: Uważaj halabardniku, że masz milczeć!
(w dybach do żołnierzy)
Zły jest świat. Ze złudzeń pod tym względem jestem gruntownie zbawiony. Ale żebym się miał znowu tak drzeć z kopyta ku tej błogiej chwili, kiedy wywrócę białkami — to dalibóg nie. Więc może szanowni pamfile mnie uwolnią? bo cieszą mnie jeszcze niektóre źwierzątka, chodzi za mną oswojony Bazyliszek, co się nie zdarzyło jeszcze żadnemu pogromcy.
ŻOŁNIERZE: Pokaż go —!
CHOERINA: Został w pewnej jaskini — ale i owszem, zapraszam was ze mną — mam i kapitalne wino Szejków arabskich, które oni pijają w tajemnicy wraz z hurysami, których jak wiadomo każdy mahometanin mieć będzie 72, nie licząc żon, jeśli te jeszcze będzie chciał utrzymywać w niebie.
ŻOŁNIERZE: Gdzie ta jaskinia?
CHOERINA: Bracie najmilszy, i cóż z tego że ci powiem, kiedy tę skałę w jaskini otwiera tylko zaklęcie, którego znów nie mogę wyjawić — bo ziemia by się zatrzęsła i zarazbyście oślepli —