Strona:PL Reid Jeździec bez głowy.pdf/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cie, gdy wszystko ucichło, ruszyła naprzód. I oto oczom jej ukazał się widok nietyle straszny, ile niezwykły i zdumiewający. Na ziemi leżał nieruchomo mężczyzna w stroju meksykańskich jeźdźców i ręce oraz szyję miał skrępowane sznurem. Myśląc nad tem, czyżby kobieta mogła tak postąpić z mężczyzną, Luiza zeszła z konia i zaczęła nieznajomego wyswabadzać z duszących go więzów. Po chwili Miguel Diaz, gdyż był to on właśnie — westchnął ciężko raz i drugi, potem otworzył wylęknione oczy i, widząc nad sobą pochyloną twarz kobiety zapytał:
— Kim jesteś, seniorita? Gdzież jest tamta?
— Tu niema nikogo więcej.
— Nie spotkała pani kobiety na siwym koniu?
— Nie, lecz słyszałam jej głos.
— Niech pani powie raczej — głos djablicy. Isadora Cavarubio to prawdziwa djablica.
— Ach, to ona tu była!
— Tak, ona, ta przeklęta djablica! Więc pani mogę tylko zawdzięczać, że nie udusiłem się w tych więzach? Ach, jakże serdecznie dziękuję, seniorita! Ale proszę jeszcze pomóc mi wejść na konia, bo tak się źle czuję po tym wypadku. A muszę uciekać zaraz, bo mogą mnie tu znaleźć moi wrogowie.
Miguel Diaz zagwizdał głośno, a gdy nadbiegł koń jego, Luiza z wielkim trudem pomogła nieznajomemu wdrapać się na siodło.
— Jeszcze raz dziękuję pani serdecznie, — rzekł Diaz, ruszając z miejsca. — Chociaż nie znam