Przejdź do zawartości

Strona:PL Robert Louis Stevenson - Skarb z Franchard.pdf/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dzięki Bogu, nie brak ci wyobraźni — zawołał doktor, całując chłopca z właściwem sobie wylaniem, pomimo że postępowanie to zdawało się dekoncertować pacyenta prawie tak, jak gdyby był angielskim uczniakiem w tym samym wieku. — A teraz — dodał — zaprowadzę cię do mojej żony.
Madame Desprez siedziała w jadalni, osłonięta lekką szatą. Wszystkie żaluzye były spuszczone, a podłoga tarcicowa dopiero co skropiona wodą. Pani Desprez miała oczy wpół przymknięte, ale udawała, gdy weszli, że czyta jakąś powieść. Jakkolwiek była ona wielce ruchliwą i skrzętną niewiastą, lubiła wypocząć sobie czasami i obdarzoną była niezwykłą skłonnością do snu.
Doktor dokonał prezentacyi z całą uroczystością i dodał na zakończenie, ku wspólnej korzyści stron obu: — Starajcie się polubić, przez wzgląd na mnie.
— Jest bardzo ładny — rzekła Anastazya. — Czy chcesz mię pocałować, mój śliczny, mały chłopczyku?
Doktór, wściekły, odciągnął ją na stronę.
— Czy zwaryowałaś, Anastazyo! — rzekł. — Czy to ma być ów takt kobiecy, o którym słyszę bez końca? Niebiosa mi świadkiem, nie spotkałem się z nim nigdy w życiu! Postępujesz z mym małym filozofem, jak z dzieciakiem. Trzeba doń mówić z większym szacunkiem, powiadam ci. Nie chcę, aby go całowano i cackano się z nim, jak ze zwykłem dzieckiem.
— Zrobiłam to tylko, aby ci uczynić przyjemność, z pewnością — odparła Anastazya — ale będę się starała poprawić.
Doktor przeprosił ją za swe uniesienie.
— Ale pragnąłbym — ciągnął dalej — aby się czuł jak w domu pomiędzy nami. Staraj się, staraj poprawić, jeżeli wogóle kobiety zdolne są zrozumieć młodzież, ale rzecz prosta, nie! i ja tracę napróżno moje słowa. Trzymaj przynajmniej, o ile potrafisz, język za