Przejdź do zawartości

Strona:PL Robert Louis Stevenson - Skarb z Franchard.pdf/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zębami i przypatruj się pilnie, jak ja postępuję; to ci posłuży za wzór.
Anastazya zastosowała się do rozkazu i przypatrywała się bacznie postępowaniu doktora. Zauważyła, że uścisnął chłopca trzy razy w ciągu wieczoru i udało mu się tak dobrze stropić i zawstydzić malca, że ten stracił niemal mowę i apetyt. Ale posiadała ona prawdziwy kobiecy heroizm w drobnostkach. Nietylko wyrzekła się taniej zemsty wykazania mężowi jego własnych błędów, ale starała się jak mogła zatrzeć ich przykre wrażenie wobec Jana-Maryi. Gdy po kolacyi Desprez wyszedł odetchnąć po raz ostatni świeżem powietrzem przed udaniem się na spoczynek, Anastazya podeszła do Jana-Maryi i wzięła go za rękę.
— Niech cię sposób postępowania mego męża nie dziwi i nie przestrasza — rzekła. — Jest on najlepszym z ludzi, ale przytem tak mądrym, że czasem trudno go zrozumieć. Oswoisz się z nim wkrótce, a wtedy pokochasz go, bo każdy musi go kochać. Co do mnie, możesz być pewny, że będę się starała uczynić cię szczęśliwym i nie będę nudzić cię wcale. Zdaje mi się, że będziemy najlepszymi przyjaciółmi, to jest ty i ja. Nie jestem bardzo mądra, ale mam bardzo dobre serce. Czy chcesz mię pocałować? — Nadstawiła mu policzek i wzięła go w ramiona, a potem rozpłakała się.
Doktór zastał ich, wchodząc, splecionymi we wzajemnym uścisku. Wniósł stąd, że żona jego znowu zawiniła, i zaczął właśnie strasznym głosem — Anastazyo — gdy ta ostatnia spojrzała nań z uśmiechem, wznosząc palce do góry. Dał więc pokój ździwiony, a tymczasem Anastazya zaprowadziła chłopca do przygotowanej dlań izdebki na strychu.