Przejdź do zawartości

Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cząc. Potem udamy się do Aucharn do domu mego krewnego, James’a af Gleus. Tam zaopatrzę się w ubranie, broń i pieniądze i dalej w drogę! Naprzód, na los szczęścia.
Z miejsca, w którem odpoczywaliśmy, był widok na olbrzymie, dzikie góry, pozbawione wszelkiego dla podróżnych schroniska: taką to była tułacza droga, przez którą przeznaczonem nam było wędrować!
Gdy tak siedzieliśmy, każdy z nas opowiadał swoje przygody od czasu naszej rozłąki.
Z opowiadania Alana powtórzę tylko to, co wydaje mi się potrzebnem i interesującem.
Po przejściu fali, morze chwilowo uspokoiło się. Pobiegł on na bastjon, rozglądając się na wszystkie strony, czy mnie nie zobaczy. Ujrzał mnie wreszcie, gdym uchwycił się żerdzi masztowej i trzymał się jej silnie. Odzyskał więc nadzieję, że dostanę się na ląd i wskutek tego, zostawił wskazówki i zlecenia, które, na moje nieszczęście, zawiodły mnie do kraju Appin.
Przez ten czas, pozostali na okręcie spuścili czółno i paru z nich dostało się już na nie, gdy nadeszła druga fala, silniejsza od pierwszej, uniosła okręt z miejsca i byłaby go zatopiła, gdyby nie to, że wpadł na pod wodną rafę i utkwił na niej. Prędko napełnił się wodą.
Opowiadając, co dalej nastąpiło, Alan blady był jak płótno. Dwaj ludzie, którzy ranni leżeli na dnie okrętu, na widok wody, dostającej się doń, zaczęli wydawać tak stra-