Przejdź do zawartości

Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jakto? — krzyknął rolnik tak ostrym tonem, że aż koń w bok odskoczył — nic mnie to nie powinno obchodzić dodał — ale wyglądasz na poczciwego chłopca i jeśli chcesz posłuchać dobrej rady, trzymaj się jaknajdalej od Gajów.
Następnie spotkałem małego wesołego człowieka, z piękną białą peruką, z czego domyśliłem się, że to balwierz miejscowy, obchodzący swoich klijentów, a wiedząc, że balwierze lubią ploteczki, zapytałem go wprost, co też wie o panu Ebenezer Balfourze z Gajów.
— Ho, ho! niegościnny to człowiek, niegościnny — odparł i zaczął mnie badać, jaki mam do Balfoura interes. Trafiła jednak kosa na kamień, ciekawy balwierz, nic się nie dowiedziawszy, odszedł dalej.
Nie umiałbym wyrazić, jak przykrego doznawałem rozczarowania; im niejaśniejsze stawiano zarzuty, tem dotkliwsze były one dla mnie, zostawiając obszerne pole domysłom. Cóż to był za dom magnacki, od którego stronili wszyscy parafjanie, obawiając się nawet wskazać do niego drogę i cóż to był za właściciel, którego zła opinja obiegała dokoła całą okolice? Gdybym w godzinę mógł zajść do Essenden, byłbym tam do pana Campbeli powrócił, nie szukając dalszych przygód.