Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mia mnie, że cię tu spotka nieszczęście. Zamordują cię, Gontranie, a nie masz prawa narażać się na coś podobnego! Wkrótce zostanę matką... wiesz o tem. Chcesz więc, ażeby dziecię przyszło na świat sierotą?
— Urojony niepokój i troska, rzekł obojętnie mężczyzna. Zbyt jestem ostrożnym, bym miał się obawiać czegoś podobnego. Noszę w kieszeni rewolwer, napastnicy spotkaliby się z lufą jego. Uspokój się więc, proszę, i nie myśl o tem. A teraz żegnam cię... czyli raczej do widzenia, dodał całujac ją w czoło.
— Jeszcze słowo, jedno słowo, wołała zatrzymując go w progu. Ów człowiek, który wynajął nam to mieszkanie. zatrzymał mnie wczoraj przy wyjściu.
— Czego żądał?
— Upomina się o dwutygodniową zapłatę.
— Prostak... gbur!
— Chce on w tym względzie porozumieć się z tobą, i dziwię się nawet, że dotąd nie przyszedł. Pomów z nim proszę, nie narażaj mnie na powtórną napaść z jego strony. Zapłać, błagam cię o to!
— Niepodobna mi dziś tego uczynić, lecz jutro go zaspokoję i opuścimy tę przebrzydłą norę. Znajdziemy sobie dorywczo przyzwoite, eleganckie mieszkanie, w której z pięknych stron Paryża, zanim będę mógł odszukać pomieszczenia godnego ciebie, co niezadługo nastąpi, chciej wierzyć.
— Spodziewasz się więc pieniędzy?
— Tak, ukochana... wiele pieniędzy.
— Lecz zkąd?
— Z pewnej szczęśliwej spekulacji, jaka całkowicie