Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Przebacz mi przyjacielu, wyrzekła, podając rękę artyście. Przedstawiłam ci się nieco szaloną, wszak prawda?
Jerzy przeczyć zaczął. Przerwała mu mowę.
— Na co się przydadzą owe banalne grzeczności, poczęła, nigdy im nie uwierzę. Znam siebie dobrze! Jestem nadzwyczaj wrażliwą, nerwową. Unoszę się i burzę, za lada drobnostką. Szczęściem owe kryzysa są krótkotrwałemi, zapanowawszy nad sobą wracam do spokojności. Przebacz mi proszę to uniesienie się moje. Mówiąc prawdę, oboje tu zarówno winni jesteśmy. Uniesienie łatwo się udziela. Dozwoliwszy mu się owładnąć, szedłeś za moim przykładem. Zawiniliśmy oboje, drogi przyjacielu, obecnie należy nam o wszystkiem zapomnieć i wykreślić z pamięci na zawsze wyrazy jakie powiedzieliśmy sobie nawzajem.
— Lecz... zaczął Jerzy.
— Nie, nie! żadnego, „lecz,“ zawołała Fanny wybuchając srebrzystym śmiechem. Pomnijmy na stare przysłowie: „Najkrótsze szaleństwa, są najlepszemi.“ Jedna rzecz tylko może i powinna zostać między nami, a ta jest dobra i szczera przyjaźń. Ofiaruję ci swoją i twoją przyjmuję, a ponieważ nie istnieje przyjaźń bez ufności, jestem gotową opowiedzieć ci to, co poznać pragnąłeś, to jest krótką historję mojego życia i mego małżeństwa. Chcesz że ją posłyszeć?
— Pytasz czy chcę? zawołał Tréjan.
— A więc posłuchaj. Ale przedewszystkiem nowa filiżanka herbaty, bo tamta oziębła; zapal obok tego cygaro. Lepiej się słucha paląc. Oto tytoń turecki, francuski i cygara. Jeśli pozwolisz, pójdę za twoim przy-