Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kładem, bo i ja palę niekiedy. Jest to zły nałóg, wiem o tem, ale co począć, nawykłam do tego.
Lekka woń herbaty pomięszała się wkrótce z niebieskawym dymem cygaretek. Fanny wsparta o poręcz fotelu, w pozie doskonale wystudjowanej; patrzyła uśmiechnięta na Jerzego.
— Przedewszystkiem, powiedz mi, zaczęła, czy wiesz ile mam lat?
— Nie, odrzekł; zkąd mógłbym to wiedzieć?
— A więc, zgadnij.
— Wyglądasz na lat dwadzieścia, tak! najwyżej na lat dwadzieścia.
— Pochlebco! Mam lat dwadzieścia cztery. Źle, że się do tego przyznaję, nieprawdaż?
— Dla czego?
— Ponieważ za lat sześć, gdy będę miała trzydzieści, nie radabym sobie przyznać więcej nad lat dwadzieścia pięć a dzisiejsza moja otwartość, może mi przeszkodzić w tem kłamstwie. Ale mniejsza o to, mam jeszcze sześć lat przed sobą. Zaczynajmy.
„Jestem czystej krwi paryżanka, urodzona w Paryżu, na przedmieściu Montmartre pod numerem 54, w mieszkaniu więcej niż skromnem, na piątem piętrze, po nad dwiema antresolami. Mówmy otwarcie, była to facjata, a raczej mieszkanie na poddaszu, składające się z trzech pokoików, jakie z łatwością pomieścić by się mogły w tym salonie.
Mej matki nie znałam wcale, zmarła ona wkrótce po mojem urodzeniu. Ojciec był artystą, prawdziwym artystą, który gdyby mu los więcej sprzyjał, mógłby był