Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zostać sławnym. Pełnił on obowiązek drugiego skrzypka w orkiestrze opery. Był muzykiem z krwi i kości, komponował wyborowe dzieła, które nieszczęściem dla braku poparcia, nie znajdowały nakładcy. Owdowiawszy w dość młodym wieku, nie żenił się powtórnie, by mnie nie oddać opiece macochy. Kochał mnie do szaleństwa, czego dowodziły macierzyńskie starania, jakiemi mnie otaczał od lat młodocianych. Prócz szczupłej swej pensji nic nie posiadał. Żyliśmy w wielkiej oszczędności, graniczącej prawie z ubóstwem. Mimo to, mieliśmy służącą, ponieważ ojciec nie chciał pozwolić ażebym sobie niszczyła ręce i pracowała ciężko przy grubych robotach domowych. Byłam obok tego zawsze pięknie przezeń ubraną, a nawet bogato, co wzbudzało zazdrość w mych rówieśniczkach. Nosiłam suknie jedwabne, jakie ojciec przechowywał latami, naprawiane, lecz czyste i całe.
Byłam jedynym zbytkiem tego zacnego człowieka, dla mnie odmawiał on sobie wszystkiego. Gdy patrzył na mnie i słyszał że mnie chwalą, niezrównaną radością promieniało jego oblicze.
Opowiadam ci o tych drobnostkach, drogi przyjacielu, byś pojął w jak pełnej tkliwości wzrastałam atmosferze. Mogłam się nazwać szczęśliwem dzieckiem! Biedny mój ojciec. Ach! ja go tyle kochałam.
Krew artystyczna, płynąca w mych żyłach, objawiała się mem żywem upodobaniem do muzyki. Raz posłyszawszy jaką arję, odśpiewałam ją doskonale i odegrałam na fortepianie. Mój głos dziecięcy obiecywał zostać kiedyś pięknym głosem.
Będzie to jedynem twojem dziedzictwem, mówił mi