Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cie. Trzymaj się w pewnej odległości, proszę cię o to. Mimo że jesteś jednym z moich najlepszych przyjaciół, dozwoliłeś się do tego stopnia owładnąć szaleństwu, iż wszystkiego obawiać się można z twej strony. Nie ręczyłbym czy pod pozorem uściśnień, nie rzuciłbyś się na mnie z zamiarem ukąszenia.
— Żartujesz baronie, zawołał San-Rémo, zmięszany tak dziwnem przyjęciem.
— Ma się rozumieć, że żartuję, mimo że sytuacja nie jest wcale komiczną. Czy sądzisz, że z przyjemnością opuściłem swoje mieszkanie z brzaskiem dnia, ażeby przybyć tu do tej nory?
Andrzej spojrzał po pokoju.
Ów numer pierwszy, najwspanialszy apartament z całego domu, wiele do życzenia pozostawiał.
Stół prosty drewniany, trzy krzesła, orzechowa komoda, w której żadna szuflada otworzyć się nie dała, łóżko sosnowe z białemi perkalowemi firankami, stanowiły całe umeblowanie.
— Tak, mój kochany, odrzekł Croix-Dieu, dostrzegłszy spojrzenie Andrzeja zwrócone na owe łóżko, tak, słoma zamiast siennika, i dwa materacyki nie większe objętością od sztuki sto sous. I ja mam spać na tem? Cóż sadzisz o moim łosie?
— Żałuje ciebie baronie, odparł San-Rémo. Nie z mojej jednak to winy. Czyliż cię kto zmuszał abyś tu przybył?
— Niewdzięczny chłopcze, zawołał Filip, jak możesz w podobny sposób do mnie przemawiać? Miałżem więc, kochając cię tyle, pozwolić na spełnienie się twego sza-