Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lonego projektu rozbicia sobie czaszki w konnej gonitwie, jak to niegdyś uczynić chciałeś wystrzałem z rewolweru?
— Sądzisz więc iż powstrzymać mnie zdołasz od tego, baronie, że skrępujesz mą wolę? pytał San-Rémo.
— Jestem tego pewien. W tym celu umyślnie przybyłem.
— W takim razie odbyłeś podróż daremną.
— Zobaczymy. Przed wszystkiem jednak objaśnienia. Rzeczy pozostają na tym punkcie, jak wtedy, gdy list do mnie pisałeś, nieprawdaż? Twoje oblicze zrozpaczonego kochanka, a nadewszystko twe z podrażnieniem rzucane mi odpowiedzi, jawnie mi to wskazują.
— Niestety! od owej chwili nic się nie zmieniło, odrzekł San-Rémo.
— Byłem tego pewnym. Naprzód przewidzieć to było można. W dziwny sposób zaiste kierujesz swym losem. Boże! jak to widoczna że jesteś młodym, trudno byłoby znaleść w obecnych czasach podobnie jak ty naiwnego młodzieńca!
— Dla czego zarzucasz mi naiwność baronie?
— Mów twoje szaleństwa! a raczej twoją głupotę! O! nie rozjątrzaj się nadaremno. Jestem brutalnym, wiem o tem, lecz z tobą nie można postępować inaczej. Potrzeba tu być bezlitośnym jak chirurg kładący na ranę rozpalone żelazo dla ocalenia chorego.
— Nie mogę cię zrozumieć, niepojmuję. Nie skompromitowałem się, w niczem nie wykroczyłem.
— Tak, i to jest właśnie, co mnie do wściekłości doprowadza! Zostając na jednym punkcie, naraziłeś całą