Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/645

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przedsiębiorca wcale nie uspokojony temi słowami, zbladł:
— Czy nie wszystko idzie tak jak potrzeba? — zapytał ze drżeniem.
— Tak i nie.
— Urszula Sollier?
— Tej się nie ma co obawiać... Usunięta tak jak mała i w ten sam sposób.
Podejrzenia o których wspomnieliśmy znowu owładnęły Paskalem. — Zdawało mu się pewnem, że jego wspólnik nie był otwartym.
— Ależ zatem — rzekł — wszystko idzie dobrze i nie mogę sobie wytłómaczyć twoich skrupułów... — Urszuli już się niema co obawiać i zapewne masz list, któryś mi przyobiecał... list którego wyglądam...
— Nie mam go...
Paskal zachwiał się pod tym ciosem.
— Nie masz go? — powtórzył spoglądając mniemanemu Valcie prosto w oczy ż widoczną nieufnością.
Leopold zrozumiał znaczenie tego spojrzenia i rozgniewał się niem.
— Do stu tysięcy! — rzekł syczącym głosem i zaciskając pięści. — Czy byś przypadkiem o mnie powątpiewał?
Przedsiębiorca był tchórzem.
Przestraszyła go groźna fizyognomia bandyty.
Spiesznie przemówił:
— Wcale nie powątpiewam... Mam zupełną ufność... Tylko mnie dziwi że nie masz tego listu...