Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/646

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I sądzisz że ja kłamię... O! nie trzeba zaprzeczać!... Ja czytam w twoim umyśle jak w książce... Ja wiem co ty przypuszczasz...
— Ja nic nie przypuszczany... — przerwał Lantier. — Ja tylko po prostu powiadam, żeśmy zrobili układ co do tego listu, o którym mówimy. Czyż nie mam prawa spodziewać się wręczenia tego listu i owego, który pisałem od notaryusza za twojem dyktandem?
— Masz do tego prawo — rzekł Leopold opryskliwie — ale nie dostaniesz ani jednego ani drugiego...
— A dla czego?
— Dla tego że są na dnie Marny.
Lantier zadrżał.
— Na dnie Marny! — zawołał.
— Tak! sto razy tak!
— Ale jak?
— Opowiem ci co zaszło.
— Uczynisz mi przyjemność, bom nigdy niepotrafił zgadywać zagadek, a ta jest jedną z najtrudniejszych...
Lantier myślał w duszy?
— Przekonam się czy kłamie i nie przyjmę jego kłamstwa... Jeżeli mówi prawdę, jestem ocalony i nie mając żadnej obawy, zerwę swoje więzy.
Były więzień opowiedział w krótkości to, co jest wiadomem naszym czytelnikom.
Paskal słuchał z wzrastającym przestrachem tego jasnego i wyraźnego opowiadania.