Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/585

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Lepiej uciułać sobie zawczasu — mówiła — bo gdybyśmy się pogniewali z naszą gospodynią, to wszystkoby się urwało... a tak będziemy mieli zapasy na kawałek czasu. Muszę zacząć przynosić słoiki z konfiturami i solone mięso.
— Nie rozumiem, dla czego się z tem kryjesz zauważył Trouche. — Jesteś teraz panią i możesz wszystkiem rozporządzać. Na twojem miejscu kazałbym Róży przynosić to na górę, bo po cóż masz się męczyć, dźwigając po schodach...
W czynionych zdobyczach idąc coraz dalej, Trouche przywłaszczył sobie ogród. Zazdrościł on niejednokrotnie, patrząc na pana Mouret oczyszczającego drzewa, polewającego ogród i wysypującego żwirem ogrodowe ulice i ścieżki. Marzył wtedy, by stać się kiedyś właścicielem kawałka gruntu, na którym mógłby sadzić, kopać i polewać. Gdy Mouret został usunięty, Trouche natychmiast zaczął zajmować się ogrodem, projektując zaprowadzenie w nim zmian wielkich. Skasował zagony z jarzynami. Mówił, że ma duszę czule kochającą kwiaty. Kopanie wszakże zmęczyło go zaraz pierwszego dnia, więc zawezwano ogrodnika, który z jego rozkazu pourządzał klomby, wyrzucając sałaty i jarzyny. Na wiosnę miały tu rosnąć piwonie, róże, lilie, powoje, gwoździki i geranie. Zauważył, iż bukszpan rosnący wzdłuż ulic jest zbyt ciemny, począł więc myśleć o wyrwaniu go, zwierzywszy swój zamiar żonie.