Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/614

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ach, tutaj jesteś tylko człowiekiem?... Wolę to.
Wstała i, zbliżywszy się ku niemo, mówiła gorączkowo:
Więc się nie spowiadam, lecz jak przed człowiekiem przyznaję się do winy. Słuchaj. Wypędziwszy dzieci, pozwoliłam, by uwiezionych ojca. On nigdy mi nie dokuczał... on nigdy mnie nie uderzył. Biłam się i raniłam ciało w napadach szaleństwa. Chcąc ugasić płomień krew moją palący, kaleczyłam ciało, by tę krew z siebie wysączyć. Kładłam się na gołej podłodze, by chłodem jej orzeźwić gorejące moje członki. A gdy atak szaleństwa mijał i widziałam się nagą wśród ludzi zbiegających się do naszej sypialni, ogarniał mnie wstyd tak wielki, że zapierał mi głos w gardle, nie śmiałam się przyznać, wolałam, by winiono tego, który już tyle z mojego powodu cierpiał. Ach, przeklętą być trzeba, by dopuszczać się podobnej obłudy! Lecz te ataki szaleństwa taką były męczarnią. Piekło całe czułam wtedy w sobie! On się nademną litował, lecz ze strachu tracił przytomność i dzwonił zębami, przejęty zgrozą. Bał się do mnie przystąpić. Resztę nocy spędzał na krześle, nie śmiąc oddychać...
Ksiądz Faujas, pragnąc by co prędzej skończyła mówić, rzekł:
— Poco pani wspomina rzeczy tak przykre? To męczyć panią musi. Bóg jest miłosierny i wynagrodzi poniesione cierpienia...