Przejdź do zawartości

Strona:Poezye Alexandra Chodźki.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jasno w oczach, w pamięci,
Lekko, rzeźwo, wesoło,
Świat się w koło mnie kręci,
Widma się snują w koło.
Palrz, patrz! Skąd ta dziewica
W powietrzu zawieszona?
Znam tę kibić, te lica,
Ten uśmiech — ah to ona!
To jéj rączka, to jéj nóżka,
To ona! Lecz co u kata,
Czy się z aniołami brata,
Czy za mąż poszła za bożka?
Skąd jéj te stroje mgliste,
Te dwóch skrzydeł półkrążki,
Promienne, przezroczyste?

Leci, leci nade mną,
Krepą z mgły się zasłania.
No no dosyć udania,
Nie ukryją cię szaty,
Spuść się tu, siądź tu zemną,
Masz tu cukierki, kwiaty,
Wino, ciastka, owoce,
Tu tu! — Zbliża się, zbliża,
Lekka, powietrzna, chyża,
Skrzydełkami trzepoce;
Schyla się. — Tak, to ona!
Jak ładna, jakie stroje-,
Oczyma mnie urzekła!
Ściąg-am ku niej ramiona,
Już już w objęcie moje....
Ha filatka! uciekła,
Wiatr musnęła fartuszkiem,
Pogroziła paluszkiem:
„Nie nie nie!“