Strona:Robert Louis Stevenson - Djament radży.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Opowiedziałem o mem przybyciu do Graden, o tem, że to mnie właśnie chciał zabić, wreszcie streściłem wszystko, co widziałem i słyszałem o Włochach.
— A więc, — rzekł, gdy skończyłem, — przyszło to wreszcie. Niema wątpliwości, że to oni. A co ty zamierzasz robić?
— Zamierzam zostać z wami i przyłożyć ręki, — odparłem.
— Jesteś dzielnym człowiekiem, — powiedział szczególnym tonem.
— Nie boję się.
— A więc, — ciągnął dalej, — twierdzicie oboje, że jesteście małżeństwem? I pani mi to mówi w oczy, panno Huddlestone?
— Nie jesteśmy jeszcze małżeństwem, — sprostowała Klara, ale niem będziemy, gdy tylko stanie się to możliwe.
— Brawo! — zawołał Narthmour, — a umowa? Do kroćset tysięcy, chyba pani nie jest pozbawiona rozumu. Mogę nazwać rzeczy po imieniu. Cóż będzie z umową? Pani wie równie dobrze, jak ja, że życie ojca pani od tego zależy. Wystarczy mi włożyć ręce do kieszeni i odejść, a do wieczora będzie miał gardło poderżnięte.
— Tak, panie Northmour, — odparła Klara, nie tracąc równowagi, — ale pan tego nigdy nie zrobi. Pan zawarł umowę niegodną gentlemana, ale pomimo to jest pan gentlemanem i nigdy w życiu nie opuści pan kobiety, której pan zaczął pomagać.
— Aha! — odburknął, — myśli pani, że dam yacht zadarmo! Myśli pani, że dla miłości starszego pana będę narażał wolność i życie, a potem — będę przyjemnym tancerzem na weselu? No, tak, — uśmiechnął się dziwnie, — może nie zupełnie się mylicie. Alę proszę zapytać tu oto obecnego Cas-