Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pomówić otwarcie i pogodnie z Giggją, bez owych nerwowych drgawek w twarzy, jakie mają, o ile słyszał, ludzie ostatniej doby w ważnych chwilach. Chciał jej powiedzieć, że postanowił poprosić Elenę, by go także pocałowała w kościele Św. Agnieszki. W ten sposób sądził, zrównają się szale i wróci dawny stosunek przyjacielski.
Zastał Elenę przy „warsztacie“. Inni wyszli. Rozmawiali sztywniej i sztuczniej, niż poprzednio. Gdy odszedł, chwyciło go na nowo postanowienie nie wracania długo.
Dopiero po tygodniu przyszedł na wieczór związkowy.
Tym razem Jason siedział w złoconym fotelu, przybrany w płaszcz pontyfikalny, gdyż na niego. przypadła właśnie kolej zabawiania reszty. Śpiewał hymn kościelny, akompanjując sobie sam na harmonijce szklanej, którą miał na kolanach. Obok niego siedział pater Paviani, przybyły przypadkiem w odwiedziny. Pokój woniał najprzeróżniejszemi potrawami, a kilka gatunków wina, oraz zimne zakąski zapełniały stół. Zaraz widać było, że Jason przysposobił ten wieczór. U stropu wisiała gwiazda ze złoconych listewek zrobiona, owinięta mirtem, a na końcu każdego promienia lśniła świeca.
Almerini wychylał szklankę po szklance, wkońcu zaś zapalił papierosa banknotem dziesięciofrankowym. Chciał mu w tem przeszkodzić pater Paviani, ale uderzył pięścią w stół i zawołał, że, otrzymawszy spadek, będzie używał banknotów większych jeszcze. Nareszcie zapanowała jakoby wesołość.
Hans unikał tego wieczoru Eleny, nie spostrzegając, że twarz jej sztywnieje coraz to bardziej. Przy-