Przejdź do zawartości

Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzi, każdy z gości zdrojowych zostaje na łasce restauratora. Dla małéj ilości osób nie miałoby ich tu dwóch co robić, więc jeden restaurator, bez rywala, robi co mu się podoba; można sobie więc wyobrazić położenie gości, zwłaszcza słabych, narażonych jeszcze na grubijaństwa kuchmistrza, na które lekarstwa nie było, bo skargi na niego do właściciela zakładu zanoszone nie odnosiły żadnego skutku. Tamę takiéj samowoli może tylko położyć zniesienie monopolu traktjernika, aby handel materjałami do żywienia spoczywał w innych rękach, aby pieczywa świeżego było zawsze podostatkiem, aby nabiału, wędlin, legumin i t. p. rzeczy zawsze po cenach umiarkowanych dostać można na miejscu. Przecież Zakopane, wieś u stóp Tatrów bez zdrojów mineralnych, własnemu przemysłowi żydów i włościan zostawiona, posiada w porze letniéj dobrą i niedrogą restaurację, kilka składów z wszelkiemi przedmiotami, jakie po naszych miasteczkach handel korzenny zwykle zawiera, ma kilka piekarń i corocznie powstają nowe domy dla gości, przez górali budowane.
Życie w Żegiestowie schodzi bardzo cicho, swobodnie i to właśnie ma powab dla ludzi stroniących od zgiełku i wymogów modnego świata, niezbędnych po ludnych zdrojowiskach; dla tego téż ludzie szukający zabawy i interesów przybywają tylko czasem gromadnie z Krynicy do Żegiestowa dla jego obejrzenia a po wieczorze tańcującym napowrót co tchu umykają.
W święta i niedziele zaludnia się zdrojowisko żegiestowskie wiejskim ludem, który tu wtedy przybywa dla obejrzenia gości jak rarogów.