Przejdź do zawartości

Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak! ja, Wierzynek. Miejsca! Pozwólcie mi opuścić ten dom.
— Nie puszczać! Zdrajca!
— Judasz! — zakrzyknęło kilka głosów.
Zrobił się tumult.
Podniesiono pięście. Odgróżki sypały się coraz gęstsze. Ale wyniosła postać Wierzynka górowała nad całym tłumem i torowała sobie ku drzwiom drogę.
— Nie puszczać! Zatarasować drzwi!
— Puszczać! W moim domu nikt sromu ponieść nie powinien — rzucił gromko pan Spytek, który aż przy kaznodziei stanąć musiał, aby go lepiej widzieć i słyszeć można.
— Czyż tu mamy przemocą zjednywać sobie wiernych. To papieżnik. Niech idzie. Hej, Wojtasz! odprowadź go bezpiecznie.
— Snać on zapomniał o zadanych mękach swojego ojca — dorzucił ktoś z tłumu.
— Ojciec mój cierpiał od zawistników, którzy umieli oszukać władzę kościoła.
— Po coś tu wszedł — przemówił kaznodzieja.
— Chciałem poznać nową wiarę, za którą tyle krwi już popłynęło.
— I cóżeś znalazł?
— Że nie warta jednej kropli.
Wściekłość zawrzała w tłumie i wszystko