Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.II.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nowiło całość programu bardzo poważną. Pomimo to, dochód z koncertu zaledwie pokrył koszta wyłożone na jego urządzenie, gdyż oprócz zamożniejszych rodzin polskich, publiczność francuska wcale prawie na niego nie przyszła. Przyjaciele i znajomi artysty pocieszali go, aby się nie zrażał, zachęcali do wytrwałości, tłomacząc mu, że wszelkie początki są trudne, że nareszcie bywaniem w towarzystwach zjedna sobie imię i uznanie, bez którego żaden wirtuoz obejść się nie może. Wszystko to jednak niewiele go przekonywało. Listy, które z tej epoki do rodziców pisywał, zawierały dużo posępnego kolorytu. Paryż począł go męczyć, mało utrzymania się w nim przedstawiał nadziei; współzawodnictwo pomiędzy artystami było wielkie, publiczność zbyt obojętną, zmienną i kapryśną. W takim stanie rzeczy, myśl jego poczęła się zwracać w inne strony; za przykładem niektórych młodych współrodaków, co nie mogąc czy nie chcąc zostać w Paryżu, postanowili wybrać się do Ameryki dla szukania kawałka chleba i on także mniemał, że w Nowym Swiecie, gdzie artystów niewielu, łatwiej będzie mógł zarobić na swoje utrzymanie i tym sposobem ulżyć rodzicom w wydatkach na niego dotąd ponoszonych. Więc rozpoczął z niemi Fryderyk żwawą ko-