Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żywocie goryczy,
rozpaczy nasza — witaj!
Do Ciebie wzywamy wygnańce, synowie Hewy!
Do Ciebie wzdychamy, umęczeni wśród mroku
tej niezbadanej, pełnej hańbiących łez, doliny zgonu!
Orędowniczko zbłąkanych na ziemi —
niemiłosierne oczy na nas zwróć
i zatratę, błogosławiony owoc z drzewa Twojego żywota,
ukaż nam — za kresem naszego wygnania.
O Najmędrsza, wiekuistnie żywa,
Gehenno zła, nielitościwa!

B. NIKEFOR: Usłyszałem tu słowa bólu, który jest mojemu podobny.
Uwolnijcie oślepionych książąt, niech każdy płynie do swojej ojczyzny, a kto jej niema, niech błądzi po świecie, marząc o niej jak Homer!
(Straże rozkuwają książąt, lecz ci idą nad morze i bezradnie krzyż ustawiwszy pochylony w ziemi, siadają pod nim jak czarne oślepłe kruki).
B. NIKEFOR: Teraz misterjum skończone.
Wzywają mnie sprawy państwa, na wzgórzach dalekich widzę strażnicze ognie, które donoszą mi o wtargnięciu słowian w granice Monarchii.
(patrząc w trumnę)
Gdybyś mnie Ty miłowała, nie byłbym tylko złowieszczym strażnikiem nieszczęścia.
(do tłumu)
Idę zebrać wojsko... nie czyńmy już daremnych prób uratowania tej Duszy z otchłani, w którą zstąpi!
(patrząc w trumnę)